American McGee to postać znana przede wszystkim fanom Quake'ów (jest ich współtwórcą). Dzięki doskonałym teksturom i niesamowitej muzyce udało mu się wytworzyć w tej grze osobliwy klimat. Na temat samej muzyki możnaby napisać osobną książkę. Zepsute dziecięce cymbałki, basowe chóry, tykające zegary... poezja. Jej autorem jest Chris Vrenna, były członek Nine Inch Nails (zespół, który skomponował muzykę do pierwszego Quake'a, zresztą chyba nie muszę nikomu przedstawiać NIN). Niech najlepszym dowodem na niesamowitość muzyki będzie fakt, że nagrałem sobie ją jako na CD i słucham jej na dobranoc... Dopełnieniem klimatu jest oprawa graficzna. Ekran mieni się całą tęczą kolorów. Każdy kolejny poziom w tej grze różni od poprzedniego, a tekstury to istne mistrzostwo. Odwiedzimy więc m.in. zamglony las; krainę, w której wszystko jest czarno-białe oraz gabinet krzywych luster. Gra jest dosyć typową strzelanką z widokiem TPP, jednak od innych gier tego typu różni się dzięki wspomnianemu klimatowi dosyć znacznie. Zamiast M-16 i granatów mamy tu gumowe zabawki i talię latających kart. Unieszkodliwiamy za ich pomocą całą armię wymyślnych wrogów, z karcianymi strażnikami na czele. Pod koniec każdego większego etapu walczymy z bossem. Wśród bossów jest Kapelusznik, Jabberwock (wersja z polskiego tłumaczenia książki to "Żabrołak"), Tweedle Dum i Tweedle Dee (wyglądają jak zombie) i inni. Baśniowa otoczka tej gry jest doprawiona smaczkami "tylko dla dorosłych" - rzut nożem w stronę karcianego strażnika kończy się dekapitacją, a akcji tego typu jest więcej (ale seksu w tej grze nie uświadczycie). Ta gra to klimat, klimat i jeszcze raz klimat. Wczucie się w niego to połowa sukcesu, bo nie każdemu może się podobać koncepcja przerobienia książki dla dzieci na prawie że horror. Ja (jak nietrudno się domyśleć) należę do osób, którym jak najbardziej podoba się ten pomysł.
Jedynymi rysami na prawie nieskazitelnej powierzchni Alice to dosyć dziwna fizyka, która w niektórych momentach potrafi przyprawić o atak serca. W grze sporo jest skakania po platformach zawieszonych nad lawą, nicością itp., a skoki właśnie są bardzo niepewne. Nie muszę mówić, czym to się kończy. Czasami nie można też wskakiwać na - wydawałoby się - osiągalne miejsca (np. niewysokie kamienie). Jednak te niedoróbki nie zepsuły mi radości, którą czerpałem kończąc tę grę drugi raz. Jestem wielkim fanem książek o Alicji, ale nie mogę powiedzieć, żebym w swojej ocenie był tendencyjny. Przekonajcie się sami - naprawdę polecam.
A przy okazji wydania nowej Alicji, o której pisałem wcześniej dołączona doń jest odświeżona wersja Alicji z 2000 roku ale niestety tylko w wersji elektronicznej - niemniej gorąco polecam !

+ niezwykle piękna i pomysłowa oprawa graficzna
+ doskonała, klimatyczna muzyka Chrisa Vrenny (NIN)
+ klimat, który wciska w fotele :)
- niezrozumiała fizyka - powodująca częste upadki z platform
Źródło: gery.pl, własne
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz